zajechaliśmy właściwie na wieczór. nocleg mieliśmy w bardzo przyjemnym miejscu ze śmieszną nazwą: wiatrakowo, położonym wśród wiśniowych sadów. ponieważ na dworzu były komary zostaliśmy już w pokoiku. no, za to nasz pokoik był bardzo ciekawy, wystrój jak w italii. dostałem nawet specjalne łóżeczko wiklinowe, więc zaraz po skróconej kąpieli zająłem swoje miejsce. kąpiel w związku z brakiem wanienki odbyła się w zlewie i przy asyście mamy.
w nocy zmieniła się pogoda i od rana było chłodno i padało. po śniadaniu pojechaliśmy do kazimierza na spacer. ja usadowiłem się w chuście u taty i przez większość spacerku drzemałem. zaczepił nas nawet jeden starszy pan i powiedział, że tak jak mnie to nosili dzieci na wsi dawno temu. słyszałem, że mojemu kumplowi michałowi żabkowi, znanemu także jako mistrz yoda, też tak mówią na mieście, więc chyba jest w porządku. posiedzieliśmy trochę na rynku, a potem, uwaga, weszliśmy na wzgórze, gdzie zdobyłem swój pierwszy w życiu zamek. z baszty popatrzyliśmy na wisłę i wróciliśmy do samochodu, bo zapowiadał się większy deszcz.
zaraz za kazimierzem, przeprawiliśmy się promem na drugą stronę wisły i pojechaliśmy do janowca. tam rodzice pokazali mi bardzo przyjemną knajpkę, maćkową chatę. poznałem nawet właścicielkę, panią lenę. jak się już wszyscy najedliśmy ruszyliśmy z powrotem do warszawy.
w domu czekała na mnie jeszcze jedna niespodzianka. przyszli do mnie ciocia natka i wujek lu. dostałem od nich super miśka w sweterku fc barcelony. Jak się urodziłem to mama napisała im smsa i akurat byli nieopodal stadionu camp nou i tam kupili misia. ciocia natka jest taka śmieszna, na dzień dobry powiedziała, że jestem porcjowany, czy proporcjonalny – nie pamiętam – ale mama mnie uspokoiła, że to dobrze, że taki jestem.
po tylu wrażeniach trochę się już zmęczyłem i pobiegłem szybko spać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz