po powrocie do warszawy wyruszyliśmy z mamą na bemowo. brzmiało bardzo tajemniczo, a okazało się, że jedziemy w odwiedziny do karinki i jej mamy cioci moniki. karinka jest ode mnie starsza o 6 tygodni, ale nie zadzierała nosa i pozwoliła mi posiedzieć u siebie w leżaczku, podczas gdy sama baraszkowała na swojej matce edukacyjnej. potem wyruszyliśmy w swoich brykach na krótkie zakupy (wyrosłem z moich piżamek i mama musiała uzupełnić ich stan o większe rozmiary) i zwiedzanie okolicy. w okolicy odwiedziliśmy fajne osiedle domków drewnianych z pięknymi ogrodami i osiedle jelonki, na którym były stare duże domy drewniane, każdy innego koloru.
a wieczorem tata zabrał nas na skwer na krakowskim przedmieściu na koncert miki urbaniak. muzyka była bardzo fajna i mimo późnej jak dla mnie pory byłem bardzo spokojny, a nawet trochę przysypiałem. dopiero jak koncert się skończył i zrobiło się cicho, zacząłem się troszkę awanturować, ale nie za bardzo. rodzicom też się podobało, więc następnego dnia kupili płytkę miki. tata nawet żartował, że jak będę miał siostrzyczkę to będzie miała na imię mika, ale nie ma obaw, my z mamą się raczej na to nie zgodzimy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz