czwartek, 28 stycznia 2010

pustynne zamki

raniutko wstaliśmy, zjedliśmy śniadanie i w drogę, była przed nami nie mała przygoda, bo wyruszyliśmy do zamków na pustyni, jechaliśmy przez różne pustkowia i było bardzo fajnie, aż do chwili, kiedy zatrzymał nas policjant i kazał tacie zapłacić mandat, no cóż, jordańskiego tata jeszcze nie miał.

potem pojechaliśmy do zamków, zamków były trzy. każdy zupełnie inny. pierwszy zamek, czarny i mocno zrujnowany, z kilkoma tylko komnatami. drugi zamek prawie całkowicie odbudowany. trzeci zamek jak nie zamek, bo był to jakiś raczej kościół, ale za to siedzieli obok bardzo fajni beduini i chcieli mnie potrzymać, więc się zgodziłem.
a potem, zaraz z tych zamków pojechaliśmy do madaby, już tam byliśmy jeśli uważnie czytaliście, wieczorem oddaliśmy samochód i poszliśmy na spacer, w kawiarni rodzice pili kawkę i tata palił taką faję wodną, jak wszyscy tutaj, mama też mogła spróbować. a pan w kawiarni bardzo chciał mi dogodzić i pytał, czy może mi dać hot-doga, albo chociaż parówkę.

jak wróciliśmy do hotelu, to wujek ode rozwinął swój koc na środku recepcji i się ze mną bawił. naprawdę było wesoło.


to pierwszy zamek – azraq

z mamą u wejścia

z tatą w chuście – co to za napisy

zdjęcie zrobiliśmy sobie sami

miły pan beduin

ale żeby zaraz się przytulać?

zwiedzanie tym razem na rączkach

i kombinacje jak mnie można nosić

albo tradycyjnie barankowo

ten tata i jego szisza

wujek ode pokazał mi, że oni tutaj też mają piloty!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz