niedziela, 20 września 2009

z wizytą u żubrzyków

rodzice nie próżnują i ciągle starają się wykorzystać ostatnie dni lata na miłe wycieczki za miasto. tym razem, jak tylko tata wrócił z pracy udaliśmy się na wschód, do białowieży. jechaliśmy kilka godzin, ale nie chciało mi się spać przez całą drogę, więc trochę marudziłem. ale jak już dojechaliśmy przed północą to byłem w dobrym humorku.

na dzień dobry zapowiadało się, że mamy mieć dwa pojedyncze łóżka w pokoju, ale rodzice szybko zainterweniowali i zaraz mieliśmy łóżko podwójne. znaczy się podwójne to ono było tylko z nazwy, bo nie zabraliśmy ze sobą tym razem mojego łóżeczka przenośnego i musiałem spać z rodzicami. jak się można domyślić, bardzo przeciwko temu protestowałem. a w ogóle to pokoik był taki mały, że jakbyśmy rozłożyli tam jeszcze moje łóżeczko to już by było po pokoju, więc może dobrze się stało…

noc minęła nam spokojnie. rano zjedliśmy śniadanko i ruszyliśmy na zwiedzanie okolicy. na początek skansen. nigdy nie byłem w skansenie ale stwierdziłem szybko, że to dość przyjemne. widzieliśmy stare domy, stodołę, mini-cerkiew i inne atrakcje. ale najbardziej spodobało mi się w wiatraku. wspięliśmy się po schodach prawie na sam jego szczyt i z okna podziwialiśmy okolicę. po skansenie skoczyliśmy do hajnówki zobaczyć prawosławny sobór. a pani na stacji benzynowej poinformowała nas, że oprócz soboru to nic w hajnówce do oglądania nie ma i żeby unikać lodziarni, więc lekko rozczarowani wróciliśmy do białowieży. oczywiście ja i mama najbardziej żałowaliśmy tych lodów.

w białowieży wybraliśmy się do parku. rodzice zwiedzili wystawę świeżych grzybów (!) występujących w całej puszczy. mówią, że nigdy nie widzieli takiej wystawy. okazuje się, że w tej puszczy rodzajów grzybów jest co niemiara. w parku była jeszcze wieża widokowa, więc wjechaliśmy na jej szczyt, ale widoki nie były zbyt ciekawe. potem tata powiedział, że jak zaraz nie zje obiadu to nigdzie więcej nie pójdzie. w sumie mu się nie dziwię, ja jak chcę jeść to zaraz dostaję, bo mama stara się być zazwyczaj w zasięgu dźwięków, które potrafię z siebie wtedy wydobyć. no więc rodzice zjedli obiadek i mogliśmy szukać kolejnych wrażeń w miejscu mocy. też się zastanawialiśmy co to takiego to miejsce mocy, bo przy drodze zauważyliśmy drogowskaz z takim napisem. okazało się że trzeba zaszyć się głęboko w lesie, aż dotrze się do magicznych kamieni, które robią specjalne wibracje i dzięki temu człowiek czuje się lepiej. ja generalnie czuję się dobrze, ale nie chciałem robić magicznym kamieniom przykrości, więc mówiłem wszystkim, że czuję się wspaniale.

na koniec dnia wróciliśmy do naszego pokoju. z pomocą mamy i taty wziąłem prysznic i poszedłem spać.

w niedzielę od rana kolejne atrakcje. zaczęliśmy od wizyty u żubrzyków. w końcu to najważniejszy punkt tego wyjazdu. pojechaliśmy do parku pokazowego, gdzie mieszkają koniki polskie (był też napis, że to tarpany, ale nie mam pewności czy to to samo). dalej spotkaliśmy rysia (śmiesznie ma na imię, zupełnie jak dziadek), wilka (bardzo grzecznego), jelenie, panią łosiową i dziki. na koniec dotarliśmy do żubrzyków właśnie, ale te były najbardziej leniwe z całego zwierzęcego towarzystwa i siedziały daleko od płotu wygrzewając się na słońcu.

od żubrzyków pojechaliśmy nad jezioro, przez środek którego można przejechać pociągiem, ale akurat żaden pociąg nie jechał. po wizycie nad jeziorkiem ruszyliśmy w drogę powrotną do domu z postojem na obiadek w zambrowie. niestety, już prawie w warszawie natknęliśmy się na wielki korek, a jak rodzice chcieli go objechać to wpadliśmy w jeszcze gorszy. bardzo mi się to nie podobało i dałem temu głośno wyraz, aż mama zamieniła się z tatą na miejsca w samochodzie. w końcu zasnąłem i już było cicho do końca podróży.

łyżki w skansenie przypadły mi do gustu

pierwsze w życiu bujanie na huśtawce, było super

w scenerii wiatrakowej w skansenie

na peronie w hajnówce, skąd odchodzi kolej leśna

pod soborem w hajnówce tata się niecierpliwi, że mama długo robi zdjęcie

przed wystawą grzybów

latanko jak samolocik

widok z wieży w parku w białowieży

spacerek po parku

z wizytą w rezerwacie pokazowym żubrów

zwiedzałem na rączkach, bo w foteliku nie chciałem siedzieć, a tata się uparł, żeby nie brać wózka

żubry nie były nami zainteresowane

spacerek po puszczy, po drodze do narewki

widok z wieży obserwacyjnej…

miejsce mocy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz