dziś pojechaliśmy do michaszki, do rozalina. jak tam jeździmy, to się wydaje, że to koniec świata, bo żeby ominąć korki jeździmy przez różne objazdy, przez pola i łąki. dzisiaj jechaliśmy z taką maszynką, co sobie rodzice kupili na rocznicę swojego ślubu, ta maszynka gadała dokąd mają jechać i gdzie skręcać. a tata do maszynki czasami mówił: „coś ty krzysiek, gdzie ty nas prowadzisz”, bo raz ten krzysiek (i nie to nie był wcale wujek krzysiek, tylko jakiś hołowczyc) powiedział tacie, żeby skręcił w sam środek pola. potem nawet się denerwował jak tata nie skręcił i kazał tacie zawracać. a mama się tylko z tego śmiała.
u michaszki było super, oczywiście zaliczyłem przebieranie, chociaż niby się nie lubię ubierać i rozbierać, ale to nie moja wina, tylko pieluch, które są tak skonstruowane, że nie wytrzymują moich harców nogami. dobrze się złożyło, bo okazało się, że mamy z michaszką takie same koszulki. śmiesznie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz