wtorek, 3 listopada 2009

wizyta u żabka

dziś bardzo pracowity dzień. po odpoczynkach u dziadków trzeba pozałatwiać różne sprawy… sprawa numer jeden niezbyt przyjemna. rodzice znowu postanowili mnie kuć. nie pomogła miła, uśmiechnięta pani pielęgniarka i przytulanie mamy. porcja tradycyjnego płaczu musiała być. kolorowe plasterki poprawiły mi troszkę humor.
mogę się pochwalić ile ważę. pani doktor mnie zważyła i dobić do 7-ki nie mogę, 6 690 g to moja waga.

potem wizyta u żabka. coraz więcej razem gadamy. żabek dziś w koszulce niebieskiej od nas ze stanów i spodenkach czerwonych od cioci wisi. szkoda, że mama nie założyła mi dziś tego samego, bylibyśmy jak bliźniacy. tak czy siak, robiliśmy małe przymiarki do zapasów, na razie nieśmiało. żabek mnie za ucho, ja go za rączkę.

żabek jedzie do omanu z rodzicami. chcieli nas zabrać, ale mama z tatą zdecydowali, że jeszcze nie. oman to jedyne państwo na o i dlatego żabek ze swoimi rodzicami chcą tam jechać. może i nam się kiedyś uda tam dotrzeć, o ile żabkowi i jego rodzicom się spodoba.

potem byliśmy jeszcze z mamą w urzędzie. wyobraźcie sobie, że moja mama pomimo tego, że bardzo z tym zwlekała i nie chciała, została warszawianką. zameldowała się u nas na bobrowieckiej. ja nadal jestem mrozianinem i zameldowany jestem u dziadków mrozowskich tak jak tata. ha ha.


ej pamiętasz mnie - zapytał żabek…

… no pewnie że pamiętam – odpowiedziałem

…zobacz co potrafię, może małe zapasy – zapytałem

… ups, mamy nas nakryły

udajemy, że niby nigdy nic

a to już z mamą w urzędzie

i w moim kapturku, wyglądam jak biskup

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz