czwartek, 17 grudnia 2009

ciocia żądło w natarciu

we wtorek byliśmy u taty na lunchu. generalnie te lunche to są śmieszne, bo w restauracjach nie ma co ze mną zrobić, a ze zrozumiałych powodów nie chcę siedzieć ani leżeć w wózku, tak więc rodzice muszą jeść na raty, raz jeden raz drugi. pierwsza osoba zaczyna od zupy, no a ta druga musi czekać. potem jest zmiana i osoba numer dwa je zupę, i od razu je drugie danie. więc osoba numer jeden niby szybciej zaspokoi głód, ale tylko na chwilę i potem musi cierpieć czekając na drugie. no może nie cierpieć, bo może bawić się ze mną.

wieczorem, jak zwykle jak spałem, przyjechał do mnie dziadek ryś. dziadek ryś jest dyrektorem kolejowym i często ma w warszawie narady, konferencje i inne ważne rzeczy. no i kiedyś nie lubił przyjeżdżać, a teraz się cieszy, bo może mnie pooglądać. a rano nawet się z nim bawię.

w środę przyszła wieczorem ciocia żądło, inaczej zwana ciocią żyndż. pisałem już o niej, bo już mnie odwiedzała, tak tak, to ta mistrzyni tenisowa. ostatnio się ciągle czegoś uczyła i nie mogła nas odwiedzić, ale jak już przyszła to się ze mną przytulała i siedziała na podłodze wśród moich zabawek i było bardzo fajnie. a ja jej pokazywałem jak się umiem turlać.

z tatą w knajpce, tam często chodzimy na lunche

a w tle dziadek ryś

z ciocią żądło jest wesoło

tulimy ciocię

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz