piątek, 4 czerwca 2010

zamek, wędzałka i okrągły kościół

obudziliśmy się w naszym obozowisku nadmorskim, zapomniałem jeszcze wczoraj dodać, że zjadłem mój pierwszy w życiu hamburger, co prawda bez kotleta i keczupu, ale bułka była pycha.

spaliśmy na samej górze bornholmu i trzeba tam było jechać pod górę, i myliłby się ktoś, gdyby myślał, że dziś rano pojedziemy w dół. bo pojechaliśmy do zamku, do którego trzeba było jechać pod górę długo, ale na szczęście dojechaliśmy jakoś. my z żabkiem spaliśmy w najlepsze, jak rodzice zwiedzali zamek hammerhaus. no i zaraz potem pojechaliśmy fajną drogą przez las, nad morzem, w dół, aż do samej wody, no i jechaliśmy tak pięknie, aż dojechaliśmy do fajnego miasteczka, gdzie była wędzałka, tam się robiło takie fajne ryby i ja i żabek oczywiście też jedliśmy. my tak naprawdę teraz jemy już wszystko, jedyne co nam nie chcą dawać to jakieś piwo, no i czasami z tym jest problem, bo my chcemy mieć to samo co rodzice. no ale w wędzałce jedliśmy ryby, bardzo pyszniutkie i tłuściutkie, a potem pojechaliśmy dalej.

i dojechaliśmy najpierw do okrągłego kościoła, bardzo fajnego. a potem jechaliśmy przez pola i dojechaliśmy do środku lasu i tam była łąka z konikami i właśnie tam się rozbiliśmy i poszliśmy na fajny spacerek chustowy. jednak co u tatów to u tatów.

zamek był jak widać fajny

śpita chłopaki?

u cioci mary odpoczywam na jednym z postojów, gdzie czekaliśmy aż wuj bastuch się nazwiedza (tym razem był to młyn, hihi)

mama rzepakowo – rowerowa

dzielny wuj bastuszka

ryba śledziowa prosto z wędzałki

ja w wędzałce

kościół okrągły

w okrągłym kościele my

nasze pole namiotowe

namiot i gospodarz

z tatami w lesie

na spacerku

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz