to było dopiero, jak pojechaliśmy dziś rano na lotnisko, a biedna mama nie wiedziała, dokąd leci. to taki prezent urodzinowy niespodziankowy zrobił jej tata.
na lotnisku mama dowiedziała się dokąd leci, ale również dowiedziała się, że zostawiliśmy w domu moją chustę, więc się odprawiliśmy i tata pojechał taksówką po chustę do domu.
na szczęście zdążyliśmy na samolot, pobawiłem się nawet na lotniskowym placyku zabaw, gdzie było super fajnie. w samolocie spałem i miałem siedzenie dla siebie, a nawet 1,5 siedzenia, bo jak się rozłożyłem, to zająłem pół siedzenia taty.
jak dolecieliśmy, to się okazało, że jeszcze jedziemy pociągiem, a potem metrem, a potem krótki spacer i już jesteśmy na miejscu. przywitała nas fulvia, która dała nam klucze do naszego apartamentu, gdzie było super i mieliśmy fajne sąsiadki carmen i zarę. no i potem jeszcze poszliśmy spacerować i jedliśmy pyszny obiadek (podjadałem rodzicom, bo przecież uwielbiam kluseczki). no i było wspaniale, i rzeczywiście bardzo ciepło.
a teraz zagadka dla was... dokąd zabrał nas tato?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz