środa, 2 czerwca 2010

prawdziwe wilki morskie

rano okazało się, że jedziemy na wyprawę, i to nie byle jaką wyprawę, bo wyprawę rowerową. spakowaliśmy się i w drogę, najpierw jechaliśmy na prom, i była brzydka pogoda, i padało, i zimno, i w ogóle. na promie też nie było łatwo, bo się okazało, że morze jest obrażone i wszystko się buja, jak na wielkiej huśtawie. woda zalewa okna, a my płyniemy, rodzice żabka i moi brali nawet jakieś tabletki, ale i tak ledwie dali radę. a my z żabkiem jakoś się nie przejęliśmy i prawie całą drogę spaliśmy, co jakiś czas tylko wstawałem i się tuliłem do mamy.

jak wysiedliśmy, to się okazało, że tacie odpadł pedał i go naprawiali, a my z mamą i ciocią poszliśmy do restauracji, bardzo wykwintnej i pani z tej restauracji, najpierw nas nie chciała obsłużyć na zewnątrz, bo powiedziała, że za zimno, a jak weszliśmy to nas nie chciała usadzić tam gdzie chcieliśmy z boczku, i dała nam miejsce na samym środku restauracji. potem ja wziąłem ze stołu drewnianą pieprzniczkę, a ona przyszła i powiedziała, że to jest pieprzniczka (też mi coś) i nie powinienem jej dotykać, a potem znowu przyszła i powiedziała, żebyśmy poszli sobie na dwór, jeśli chcemy to nas tam obsłuży. mama była bardzo zdenerwowana na tą panią i możemy wam powiedzieć, jak się nazywa restauracja, żebyście tam nigdy nie szli. a na końcu, chyba było pani głupio, bo ludzie patrzyli, że nas tak ciągle upomina i przesadza i nie chciała wziąć pieniędzy za herbatę którą piliśmy, no i my chcieliśmy zapłacić, i w końcu wysłaliśmy tatę jak wrócił, żeby zapłacił, bo od nas nie chciała pieniędzy, a ona tacie powiedziała, żeby sobie poszedł, bo więcej herbaty już nie dostanie. no okropna była. a my z żabkiem byliśmy nadzwyczaj grzeczni, mówię wam. a restauracja nazywa się jantzen’s fristelser.

no ale koniec narzekań. zaraz potem wsiedliśmy na rowery, to znaczy ja i żabek do swoich przyczepek, no i pojechaliśmy sobie przez pola rzepakowe, i pogoda się trochę poprawiła i dojechaliśmy do fajnego miasteczka svanekee i chociaż wujek bastuch zaplanował, że będziemy jechali dalej, to zmieniliśmy trasę i zostaliśmy w svanekee, znaleźliśmy fajne miejsce na kempingu i rozbiliśmy namiociki, a potem poszliśmy na zwiedzanie i odwiedziliśmy fabrykę cukierków (coś dla nas z żabsem) i fabrykę piwa (coś dla rodziców). i było naprawdę fajnie, a jak się zasypiało w namiocie to nie muszę wam mówić, że bardzo mi się podobało, bo tego się napewno domyślacie, hihi.


wujek bastuch, ciocia mary, żabek i my z tatą na promiku

śpię sobie

wujek bastuch robi nam zdjęcia pod fabryką cukierków

o jakiś pan śmieszny

z żabkiem wszystko jest bardzo pyszniutkie

rozrabiamy w browarni, gdzie to piwo dają?

już wracamy?

jeszcze mały przystanek na rozważania

w namiociku jest fajnie

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz