niedziela, 12 września 2010
yosemitowo, ale ładnie
obudziliśmy się w ładnej górzystej krainie i się za chwilę okazało, że to były góry sierra nevada, i zaraz z tych gór pojechaliśmy nad takie fajne jezioro co się nazywało mono lake, i tam już mama moja była z ciocią wisią, jak były młode. i było bardzo fajnie, tylko, że jezioro było za zimne do kąpania i trochę za słone. ale dookoła było bardzo pięknie. potem pojechaliśmy do takiego parku narodowego yosemite, bo się okazało, że w czasie naszej wyprawy, mamy takich parków odwiedzić bardzo dużo, nawet kupiliśmy sobie taki bilet dla nas wszystkich na wszystkie parki. w tym parku było dużo sarenek, które mi się podobały, i było też dużo wiewiór, które ganiałem, ale nie udało mi się ich dogonić, byliśmy tam też nad fajnymi jeziorkami i rzeką i na plaży górskiej i nad wodospadem, który wysechł. a na koniec dnia pojechaliśmy do drzew, olbrzymich drzew, z dziesięć razy większych od naszego domu i one w środku się paliły, i były bardzo proste, stały jak na baczność. spaliśmy niedaleko parku u takiej pani w hotelu, co się nazywała jagoda i była z polski. oprócz tego się okazało, że dziadek zepsuł samochód, ale zaraz jakiś pan przez telefon go naprawił.
najważniejsze, że w tej ameryce mają kamienie
tutaj spaliśmy, u miłego pana co za hotel skasował, ale śniadania nie chciał dać
śnieg tu też czasem bywa
dużo tu krów i krowich mężów
to ta sierra nevada właśnie
i słone jeziorko
na trawie z babcią tanią, nauczyłem się mówić babcia, hurra aa!
dziadku, chodź pokażę ci to jezioro
ja mam swoje picie, a babcia nie
jęzor mam długi
wreszcie trochę piachu!
mmmm, fajniutki
tata ma drzewo na głowie
to płonące drzewo, bardzo miło się go dotyka
i drzewo z dziurą w środku
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Stany wyglądają, jak idealna kraina na podróże z maluchami. Super.
OdpowiedzUsuń