piątek, 24 września 2010

kanion antylopowy bez antylop

o 7 rano tata wyleciał z motelu załatwiać nam wycieczkę do kolejnego kanionu. nie było go z pół godziny, a jak wrócił to mówi, że nic nie załatwił, bo wszystko zamknięte na cztery spusty. zaraz się zorientowaliśmy, że nie przestawiliśmy zegarków jak tu przyjechaliśmy wczoraj i że tylko nam się wydawało, że jest 7, a naprawdę była 6. hm, a mogłem spać jeszcze godzinkę.

wycieczkę załatwiliśmy za drugim podejściem. na początek pan indianin z plemienia navajo zrobił dla nas pokaz tańca z kółkami. bardzo mi się podobało i nie mogłem się napatrzeć. szkoda tylko, że pokaz był na stacji benzynowej, ale nie będę marudził.

potem inny pan indiain zawiózł nas do kanionu antylopowego. ten kanion był zupełnie inny niż ten wczorajszy. tam to była wielka dziura w ziemi, a tu tylko szczelina, ale za to jaka fajna! znowu bardzo mi się podobało. trudno będzie mi wybrać moje ulubione miejsce na tej wyprawie…

pan navajo…

…tańczy z kółkami

a to kanion właśnie











mosty nad rzeką kolorado

pora na arbuza w czapce dziadka-ały

machamy z babcią na zakończenie tego wpisu

1 komentarz: