środa, 20 kwietnia 2011
jedziemy nad morze
po tym jak wróciliśmy z lisbony zaraz z mamą pojechaliśmy ponciągiem do babci tani i dziadka rysia, nad morze. mieliśmy tam odpoczywać, ale okazało się, że był to całkiem zajęty tydzień. oczywiście codzienne wizyty na placykach, bo dziadki mieszkają koło wielkiego parku zdrojowego z fajnymi placykami. no i mama zabrała mnie do państwa sroków, pani krysi i pana stefana co uczy fizyki. jak do nich jechaliśmy to zasnąłem i obudziłem się na kanapie, a obok mnie spał „prawdziwy pies”, tak tak. to był ami pies, w sensie ami miał na imię, cała wizyta upłynęła na bieganiu i oglądaniu pieska, coś wspaniałego. gładziłem go, kładłem się jak on się kładł, no a potem nie mogłem zasnąć, bo w domu ciągle myślałem o ami piesku.
nawet tu nie dadzą spokoju…
jeden z placyków
placyk z czasów przedszkolnych mamy, oprócz tego, że pomalowali, niewiele się zmienił
ami pies i pani krysia, mamy nauczycielka od matematyki, co nie lubiła nudnych zadań (razem nie lubiły i mama, i pani krysia)
pan stefan i ami pies – pies prawdziwy
mam fajny fartuszek i pomagam babci tani, bardzo lubię pomagać, babcia tania mówi, że jestem jak pies labrador, bo ciągle muszę coś pomagać albo coś gdzieś nosić, przenosić
moje koło z zabawkami i ciekawe zdjęcia na telewizorku
toiti to mój nowy przyjaciel, zabiorę go do warszawy
zrywam kwiatki dla mamusi
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
świetne to zdjęcie na kibelku :)
OdpowiedzUsuń