czwartek, 3 marca 2011

na sankach w lesie i pożegnanie z lokami

pojechaliśmy w te góry, a tam ani widu ani słychu o śniegu. szukaliśmy i szukaliśmy, a tu wiosna w pełni, no w oddali jakiś śnieg widać, ale przywieźliśmy sanki, zepsuł się wózek, a ja musiałem wszędzie chodzić na piechotę. mama postanowiła, że jedziemy na poszukiwanie śniegu, no i się udało.

najpierw pojechaliśmy na skocznię, tam adaś małysz nasz narodowy bohater skacze na nartach, biegałem po tym śniegu w tą i z powrotem, a babcia tania ze mną.

a potem pojechaliśmy do lasu i tam byli drwale, i ścinali drzewa, a my wzięliśmy sanki i pojechaliśmy przed siebie. szkoda, że w górach na początku trzeba było iść pod górę i ciągnęła mnie w większości babcia. no a potem można było zjeżdżać w dół. babcia jeździła ze mną jak na hulajnodze, bo było oparcie i nie miała jak się zmieścić. i nawet mieliśmy kraksę i wpadłem buzią w śnieg i babcia też. a potem szukaliśmy szyszek dla tatusia.

następnego dnia poszedłem z mamą do pani kasi, która miała salon tuż obok naszej kwatery i pani kasia miała mi podciąć włoski, mama chciała, żeby zostały moje loki, ale pani kasia powiedziała, że tak nie można i trzeba ściąć całość. mamie potem było bardzo smutno, wzięła moje loki do koperty na pamiątkę. a za to babcia maja jak zobaczyła semesesa z moim zdjęciem po fryzjerze była zachwycona. dodam tylko, że u pani kasi byłem bardzo grzeczny i na koniec dostałem ciasteczko.

pod skocznią adasia

oto ja

znalazłem narty, może za rok uda mi się poszaleć

znalazłem też śnieg

heja

biegamy

zajadam oscypki, moje ulubione pożywienie w górach

babcia tania ciągnie

moje sanie

szyszka dla taty

mostek

jedziemy

nie wiem co mnie czeka

pani kasia i ja

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz