sobota, 17 grudnia 2011

choinkowo się zaczyna

zaczyna się robić naprawdę świątecznie. 6 grudnia był u nas mikołaj, prawdziwy mikołaj, co potem przyszedł nawet do przedszkola, bo zapomniał mi dać jednego prezentu. ja dostałem od mikołaja klocki miszewskie, takie na magnesy, jak były w miszewie, takie co narysowałem w liście do mikołaja, a bartuś nie narysował nic, a dostał fajną piłkę, taką jak będzie na mistrzostwach, i tak staliśmy się kolekcjonerami piłek, bo mamy już z niemiec i austrii, z rpa i teraz z polski i ukrainy.

w tym roku miała się u nas odbyć wigilia, to wielka impreza, którą co roku ktoś organizuje, i w tym roku organizowaliśmy my. każdy coś wtedy gotuje, są prezenty i dużo śmiechu. w tym roku początkowo miało być 20 dorosłych i osiem dzieci. ale wyszło inaczej. najpierw rozchorowałem się ja, ale do wigilii zdążyłem wyzdrowieć, ale zdążyłem też zarazić bartusia, który na wigilii był niestety chory. impreza się udała, ale następnego dnia zawołaliśmy panią doktor, i powiedziała, że bartuś musi wziąć jakiś antybiotyk, biały proszek, który mama rozpuściła i dawała razem z tatą ze strzykawki. powiedzieli, że jak nie uda się dać całego to bartusia zabiorą do szpitala. na szczęście bartusia zapalenie płuc się zaczęło powoli leczyć
i czekaliśmy na prawdziwą wigilię myśląc, że zostaniemy w domu, ale kontrola wykazała, że możemy jechać.


skręcamy stojak, najpierw jeden połamała mama

wieszanie ozdóbek

a to dzieło ukończone

jedzenia było dużo, chociaż ciocia ania zakręciła tu nosem

prezenty też były

karinka była grzeczna, jak widać

lem też

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz