sobota, 12 stycznia 2013

a my w zimy się nie boimy

jak widać motywacja blogowa starczyła na jeden wpis, a to dlatego, że zaginął kabelek od aparatu, którym można zgrywać zdjęcia.
nasz bartodziej w styczniu, bo my jeszcze w tym miesiącu jesteśmy rozpoczął swoje gawożenie, parę słów na krzyż, mama nas nie porównuje, ale ja w tym czasie powiedziałem pierwsze zdanie. za to bartuś pięknie układa klocki i lubi zajmować się rzeczami manualnymi, cokolwiek to oznacza.
w styczniu oczywiście nie ominęły nas choroby, tajlandii nie było, więc co się dziwić.
ale w tak zwanym międzyczasie, była u nas karinka, z którą zniknęliśmy w bawialni na długie godziny, rodzice tylko zaglądali, czy nie uciekliśmy przez okno, bo czasami było za cicho. grzeczność nad grzeczności. oprócz tego byliśmy na urodzinach u tosi, gdzie nie było połowy gości, bo wszyscy chorzy. dobrze chociaż, że nam się udało, bo tort malinowy był przepyszny!

  

powrót z gór i obowiązkowa wizyta u prajadzi, która nadal jest w świetnej formie i co roku wygląda młodziej, tak przynajmniej mówi nasza mama…

i u wujostwa, wuj leszek pięknie nam zagrał kolędy, a ja śpiewałem

to zabawy z karinką

zbudowałem sobie namiot, w którym można spać zimą

w dodatku w śpiworku od świętego mikołaja













uczę bartusia rysować












a to tosia i zdziesiątkowani goście













i torcik malinowy z batidy z solenizantką












jak widać smakował

tym u mamy na rączkach













a to ja z tosią i z emilką, jakby ktoś pytał, to emilka jest ode mnie młodsza o 7 miesięcy i na tym zdjęciu miała 3 latka












a bartuś mimo zwykłego gluta pod nosem dobrze się bawił śpiewając karaoke

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz